Kulinarna mapa Warszawy zostaje uzupełniona o kolejne smakowite miejsce. Po raz kolejny odkryłam miejsce przez przypadek (tak, serendipity w tytule bloga nie jest przypadkowe, mam szczęście do szczęśliwych zbiegów okoliczności :) ).
Ale do rzeczy.
Do mojej wizyty w Pasta Mia nie doszłoby, gdyby nie kilka czynników. Tym razem decydujący był głód, chodząca za mną od dawna ochota na "coś włoskiego" oraz stosunkowo niska cena dań.
Jeśli chodzi o sam lokal to nie prezentuje się on specjalnie imponująco. Lokal jest jasny, widny, ale naprawdę malutki (jeśli dobrze pamiętam to jest 6 stolików), no i niestety brak mu włoskiego klimatu.
Mimo to zabraniam się Wam zniechęcać i natychmiast przechodzę do zalet.
Po pierwsze obsługa - naprawdę przemiła dziewczyna, która szczerze doradzi, wyjaśni i odpowie na wszelkie pytania. Po drugie osoba właściciela, który podchodzi do stolika, pyta o wrażenia, o to czy czegoś przypadkiem nie brakuje i proponuje desery spoza karty, które właśnie przygotował.
Dla mnie dodatkowym atutem miejsca jest certyfikat o pochodzeniu produktów oraz informacja, że wszystkie składniki są świeże i najwyższej jakości (zero mrożonek!).
Po długim zastanowieniu (wierzcie mi, zdecydować się było trudno, bo wszystkie nazwy brzmiały smakowicie) wybór padł na Pappardelle Pollo z kurczakiem i suszonymi pomidorami w sosie śmietanowym oraz na Pappardelle Aurora z łososiem w sosie kremowo - pomidorowym.
Wyboru nie żałowałam ani prze sekundę. Moja pasta z łososiem - wyśmienita, doskonale doprawiona, wręcz idealna. Pappardelle z kurczakiem koleżanki również smaczne. No i tak jak mówiłam cena w stosunku do jakości - śmiesznie niska.
Ach i z tego wszystkiego zapomniałam napisać, gdzież ten kulinarny włoski zakątek się kryje.
Są to okolice Placu Unii Lubelskiej a dokładnie ul. Marszałkowska 6.
Polecam i czekam na Wasze wrażenia!